Wieszczem być....
Wychowany w podstawówce na Sienkiewiczu, Mickiewiczu, Chopinie i innych wieszczach, zawsze twierdziłem, że do powstania takich dzieł są tylko dwie drogi - twórca nie może być do końca normalny albo musi mieć dobry towar ;) Pewnie wszelacy poloniści i muzycy teraz się co najmniej oburzą, ale powiem szczerze, że ta wyższa sztuka nigdy do mnie nie trafiała, stąd takie a nie inne moje do niej podejście. W porządku, ale co to ma właściwie wspólnego z tworzeniem stron internetowych? Hmmm, wbrew pozorom i z perspektywy wieku - całkiem sporo...
Jestem właśnie w trakcie (uczciwie mówiąc na początku :-) ) wykonania projektów graficznych dla dwóch różnych stron o totalnie odmiennej tematyce. Niby nic niezwykłego - siadasz, odpalasz Photoshopa i składasz klocki w jakąś logiczną całość, ale... Jeśli nie chcesz żeby projekt był n-tym klonem tego, co już kiedyś narysowałeś, bądź na żywca użytym szablonem z template monstera czy innych tego typu bibliotek, sprawa się nieco albo i całkiem konkretnie komplikuje. Tu potrzebna jest już wizja, wena czy jakkolwiek inaczej to nazwać. I tu właśnie zaczynają się podobieństwa między pracą grafika czy webdesignera a pisarzem, malarzem czy kompozytorem. Każdy z nich potrzebuje jakiejś formy natchnienia, a końcowe dzieło będące wynikiem pracy pod jego wpływem oceni publiczność.
Skąd więc czerpać, aby kolejne projekty wychodzące spod naszej ręki były warte zaczepienia na nich oka? Hmm, jako że sprawa dotyczy nas personalnie, z automatu i definitywnie odrzucamy wersję z nie do końca normalnym stanem umysłu :-) W rachubę nie wchodzi też doping w jakiejkolwiek postaci, bo nie tędy przecież droga. Więc jak? A zupełnie normalnie - inspiracją może być cokolwiek, co nas otacza. I paradoksalnie w tym również przypominamy tych wieszczów narodowych - zwykłe, codzienne sprawy, obrazy, informacje przelewamy na kompletny projekt, nasze dzieło. Któż więc w takim razie jest Mickiewiczem, Matejką, czy Chopiniem Internetu. Śmiem twierdzić że każdy (no może prawie każdy), kto pozostawi w nim po sobie coś sensownego, tyle że ze względu na pospolitość naszych produkcji i ogromną ilość twórców, raczej niewielu, jeśli nawet nie nikt nie osiągnie takiej glorii jak oni.
Jestem właśnie w trakcie (uczciwie mówiąc na początku :-) ) wykonania projektów graficznych dla dwóch różnych stron o totalnie odmiennej tematyce. Niby nic niezwykłego - siadasz, odpalasz Photoshopa i składasz klocki w jakąś logiczną całość, ale... Jeśli nie chcesz żeby projekt był n-tym klonem tego, co już kiedyś narysowałeś, bądź na żywca użytym szablonem z template monstera czy innych tego typu bibliotek, sprawa się nieco albo i całkiem konkretnie komplikuje. Tu potrzebna jest już wizja, wena czy jakkolwiek inaczej to nazwać. I tu właśnie zaczynają się podobieństwa między pracą grafika czy webdesignera a pisarzem, malarzem czy kompozytorem. Każdy z nich potrzebuje jakiejś formy natchnienia, a końcowe dzieło będące wynikiem pracy pod jego wpływem oceni publiczność.
Skąd więc czerpać, aby kolejne projekty wychodzące spod naszej ręki były warte zaczepienia na nich oka? Hmm, jako że sprawa dotyczy nas personalnie, z automatu i definitywnie odrzucamy wersję z nie do końca normalnym stanem umysłu :-) W rachubę nie wchodzi też doping w jakiejkolwiek postaci, bo nie tędy przecież droga. Więc jak? A zupełnie normalnie - inspiracją może być cokolwiek, co nas otacza. I paradoksalnie w tym również przypominamy tych wieszczów narodowych - zwykłe, codzienne sprawy, obrazy, informacje przelewamy na kompletny projekt, nasze dzieło. Któż więc w takim razie jest Mickiewiczem, Matejką, czy Chopiniem Internetu. Śmiem twierdzić że każdy (no może prawie każdy), kto pozostawi w nim po sobie coś sensownego, tyle że ze względu na pospolitość naszych produkcji i ogromną ilość twórców, raczej niewielu, jeśli nawet nie nikt nie osiągnie takiej glorii jak oni.
Komentarze
Prześlij komentarz